To właśnie wielowyciągi, a zwłaszcza te obite, przyciągnęły mnie do Maroka. Wyjazd uważam za bardzo udany, chociaż nie obyło się bez niespodzianek i z tym obiciem to tak różnie jest ;)
Ogólne informacje o wspinaniu w tym rejonie zawarłam w artykule Wspinanie w Maroku: Wąwóz Todra. Tutaj przeczytacie o moich doświadczeniach ze wspinaniem wielowyciągowym.
Podczas naszego wyjazdu zrobiliśmy cztery drogi wielowyciągowe, mające od 4 (a właściwie 2) do 13 wyciągów. Wszystkie oznaczone w topo (wydawnictwa Oxford Alpine Club) jako w pełni obite.
Aiguille des Palmeraies – droga wielowyciągowa Berbertraum (5c)
Droga o długości 340 m wiodąca na szczyt Aiguille des Palmeraies, złożona z 13 wyciągów (4a, 5b, 5c, 4b, 4b, 4c, 3, 4a, 5b, 4a, 5b, 5c, 4a). Najdłuższy wyciąg (trójkowy) ma 45 m. Drogę w dół pokonuje się pieszo, a w razie konieczności wycofu, można to zrobić po 6. wyciągu, ale nie wiem do końca jak. Na topo są zaznaczone zjazdy, ale nie idą wzdłuż drogi, tylko obok. Obawiam się, że znalezienie pierwszego stanowiska zjazdowego mogłoby być kłopotliwe.
Według informacji w przewodniku droga jest w słońcu cały dzień, ale tak naprawdę po południu na górnych wyciągach zaczyna już pojawiać się cień. My zaczęliśmy wspinanie ok. godz. 10 i od 7. wyciągu byliśmy już w cieniu.
Oto pierwszy wyciąg:
Droga od początku do końca jest bardzo dobrze obita. Oczywiście na łatwych fragmentach rzadziej, ale na większości drogi spity są tak gęsto, jak na dobrze obitej drodze sportowej. Jedyne miejsce z długim run-outem to druga połowa 10. wyciągu. Sam wyciąg jest wyceniony na 4a, ale tamten fragment jest jedynkowy. Brak spitów sprawił jednak, że mieliśmy problem z wypatrzeniem stanowiska. W końcu znaleźliśmy – jest pod krzakiem.
Stanowiska po 2. i 6. wyciągu są umieszczone na dużych półkach. Można tam wygodnie sobie odpocząć i rozejrzeć się po ładnej okolicy :) Ta niższa skała to Aiguille du Gue, na którą weszliśmy kilka dni później.
Ostatni wyciąg to spacer, po którym dociera się do kilkumetrowej skałki. To na niej jest szczyt Aiguille des Palmeraies.
Chwila na podziwianie widoków…
… i na dół. Najpierw kilkumetrowy zjazd z tej skałki…
… i dalej zejście.
Droga zejściowa prowadzi wokół góry Aiguille des Palmeraies, z grubsza tak jak na moim śladzie na Stravie:
Droga wielowyciągowa Arete Nord (5+)
Według topo Arete Nord ma 465 m i 12 wyciągów (5+, 4, 4, 4+, 5, 5, 4+, 3, 3, 3, 3, 3). Jest też napisane, że przez wiele lat była popularną drogą na własnej asekuracji, ale niedawno została w pełni obita.
Oto i ona (całości nie widać z dołu, bo duża część drogi prowadzi po grani). W gorący dzień warto zacząć wcześnie, póki droga jest w cieniu.
Pierwszy, najtrudniejszy wyciąg rzeczywiście jest bardzo dobrze obity.
Wspinanie szło bardzo przyjemnie i tak jak zawsze, im wyżej, tym piękniej.
Tutaj jednak, poza tym, że coraz piękniej, miałam wrażenie, że wraz z wysokością jest też coraz mniej spitów. Najpierw co kilka metrów… potem zrobiło się co kilkanaście. W dwóch trudniejszych miejscach ryzykowało się upadkiem z kilku metrów na półkę.
Dla bezpieczeństwa warto mieć sprzęt do tradu. Miejsc, w których można coś osadzić jest mnóstwo.
Ale jeszcze większym problemem okazała się długość kilku ostatnich wyciągów. Według topo najdłuższe wyciągi miały mieć 50 m i właśnie tyle miała nasza lina. Dwa razy okazała się jednak o kilka metrów za krótka, z czego raz na wyciągu, który miał mieć 40 m. I tutaj przy okazji wspomnę o wyposażeniu, które moim zdaniem powinno być traktowane jako obowiązkowe w terenie górskim – krótkofalówki. Nie mielibyśmy szans dogadać się co robić w tej sytuacji, nie mając krótkofalówek, bo nie widzieliśmy się i na pewno byśmy się nie słyszeli.
Kolejna niespodzianka czekała na nas po zakończeniu 12. wyciągu. Według przewodnika miało być już tylko zejście, a okazało się, że przed nami jeszcze ok. 120 m po dwójkowej grani, w ogóle nie obitej.
Asekurowaliśmy się, ile się dało wykorzystując kilka taśm i w końcu dotarliśmy na szczyt.
Nie mieliśmy czasu na odpoczynek i podziwianie widoków, bo było już późno, a droga zejściowa według przewodnika „nieoczywista”. I tu akurat autor przewodnika się nie pomylił. Jest w przewodniku słowny opis zejścia, ale niewiele nam pomagał, więc nie będę opisywać, bo też pewnie niewiele wam to pomoże. Zresztą niewiele pamiętam, poza tym, że w dwóch miejscach musieliśmy zejść kilka metrów po takim jakby zacięciu / kominie, o trudności mniej więcej II. Dobrze, że mieliśmy kontakt ze znajomymi, którzy zdążyli zejść przed zachodem słońca i przekazali nam trochę informacji (znowu, dzięki krótkofalówkom, bo zasięgu tam nie ma).
Generalnie, trzeba iść za wieżyczkami z kamieni.
Jeśli przez kilkadziesiąt metrów żadnej nie zobaczycie, to prawdopodobnie poszliście źle. W takiej sytuacji najlepiej cofnąć się do ostatniej i poszukać kolejnej w innym kierunku. Nie zalecam iść po prostu przed siebie, bo można dojść do terenu, po którym nie da się zejść.
Tu nasz ślad, ale GPS gubi się w takich miejscach, więc traktuj to jako bardzo przybliżone. Tam po środku, gdzie prowadzi wte i wewtę, trochę się pogubiliśmy, już po ciemku ;)
Pieds Dans l’Eau – droga wielowyciągowa Smoufond (6a+)
Przewodnik nie podaje ile metrów ma ta droga ani jakie są długości wyciągów, wiedzieliśmy tylko, że są cztery (5+, 6a+, 6a, 4+). Droga prowadzi na szczyt skały Pieds Dans l’Eau. Na moje oko to jakieś 150 m.
Aby dotrzeć pod skałę, trzeba przejść przez rzekę.
Na drugim brzegu znajduje się małe miejsce, z którego można asekurować. A przynajmniej było przy tym stanie wody, jaki zastaliśmy. Domyślam się, że po większych opadach droga może być niedostępna.
Przez całą drogę spity są co mniej więcej 3 – 5 metrów. Cruxem, przynajmniej dla mnie, była przewieszka na początku drugiego wyciągu.
Chociaż dalej w zacięciu też nie było mi łatwo. Ale ogólnie bardzo mi się ta droga podobała. Ciekawe zróżnicowane wspinanie, no i piękne widoki na wąwóz :)
Po dotarciu na szczyt, należy skierować się na dół, do stanowiska zjazdowego.
Zjazdy są dwa. Według topo pierwszy ma 45 m a drugi 60 m. My byliśmy w dwóch zespołach i wspinaliśmy się na linach pojedynczych, które związaliśmy do zjazdu. Jedna lina miała 70 m, a druga kiedyś też tyle miała, ale była skrócona o końcówki. I na drugim zjeździe zabrakło nam ok. 2-3 metry do wygodnego miejsca, więc możliwe, że ten zjazd ma trochę więcej niż 60 m.
Aiguille du Gue – droga wielowyciągowa Vole de Defile (6a)
Też na moje oko ok. 150 m wysokości i według topo cztery wyciągi (6a, 5+, 5+, 3).
Podobnie jak poprzednia, droga zaczyna się nad rzeką, ale w tym przypadku nie było gdzie stanąć.
Weszliśmy więc od lewej strony…
… i zrobiliśmy pierwsze stanowisko przy pierwszym spicie. Po doświadczeniach z Arete Nord wzięliśmy ze sobą trochę sprzętu do tradu, więc mieliśmy więcej niż jeden punkt. Podczas wspinania sprzęt się nie przydał, bo droga jest wystarczająco dobrze obita, a poza tym i tak mało było miejsc na osadzenie asekuracji.
Pierwszy wyciąg skończyliśmy przy drzewku od sąsiedniej drogi La Diedre. Dopiero prowadząc drugi wyciąg zauważyłam stanowisko od naszej drogi, ale i tak przy drzewku jest wygodniejsze.
To właśnie drugi wyciąg jest na tej drodze najciekawszy. Prowadzi filarem z lufą po jednej i drugiej stronie. Można sobie na nim usiąść i popatrzeć na widoki :)
Drugie stanowisko było odkręcone, więc krótki trzeci wyciąg trzeba zrobić razem z drugim. Z kolei ostatni wyciąg, wyceniony na 3, w ogóle nie jest obity, ale jest to spacer bez trudności.
Tak więc tak naprawdę ta droga ma 2 wyciągi a nie 4.
Widoki z góry takie o:
Żeby mieć lepsze, można kontynuować wspinaczkę na szczyt Aiguille du Grabe. Prowadzi tam 6a+ i 6b, obie oznaczone jako częściowo obite.
Częściowo obita jest też wspomniana wcześniej La Diedre. Dwa pierwsze wyciągi tej drogi (5, 5+) robili moi znajomi i podobno jest normalnie obita. Natomiast w ogóle nieobity jest trzeci wyciąg (6a). Jest to rysa o kilkumetrowej długości i ok. 10 – 15 cm szerokości. Dzięki temu, że La Diedre i Vole de Defile są tak blisko siebie, można je połączyć i wejść na szczyt łatwiejszym wariantem, omijającym szóstkowe wyciągi.
Droga na dół zaczyna się od zjazdu. 70-metrowa pojedyncza lina wystarczyła na dojechanie do wygodnego miejsca.
Następnie pieszo w dół na drugą, tzn. południową stronę góry. Do drogi…
…albo tak jak w naszym przypadku, prosto do hotelu :)
Dodaj komentarz