15 maja w 9-osobowym składzie wyruszyliśmy rowerami z Wrocławia, z zamiarem dotarcia w 6 dni do Kołobrzegu. Przez ten czas przejechaliśmy ok. 675 km po mało ruchliwych asfaltowych drogach, lasach i polach, mijając kilka jezior, parki krajobrazowe i narodowe. Nie przeszkodziły nam deszcze, piach ani awarie rowerów a piękna przyroda wynagradzała trudy podróży.
Pierwszego dnia w planach mieliśmy Wzgórza Trzebnickie i Dolinę Baryczy. Rozpoczęliśmy wyprawę jadąc szlakiem rowerowym Krzyżanowice – Żmigród (chyba zielony?). Początkowo szlak prowadzi asfaltową drogą, która po ok. 10 km zmienia się w wygodny szuter w Lesie Malin. Tam też mieliśmy pierwszą przerwę na wymianę dętki. Pomyślałam, że to wyjątkowy pech, że tak szybko komuś przebiła się dętka. Później okazało się, że różnorodne awarie rowerów to nasza codzienność ;)
Za Lasem Malin czekało na nas trochę podjazdów na Wzgórzach Trzebnickich i zjazd ładnymi wąwozami.
Między Trzebnicą a Księginicami zrobiliśmy dłuższy postój przy browarze Cztery Ściany. Podobno bardzo dobre piwo tam sprzedają. Ja nie wiem, bo mi żadne nie smakuje, ale cóż – demokracja… Musiałam spędzić trochę czasu w takim „pięknym” miejscu.
Po przerwie ruszyliśmy ścieżką rowerową w kierunku Ujeźdźca Wielkiego i chwilę potem wjechaliśmy do Parku Krajobrazowego Dolina Baryczy. Początkowo musieliśmy przebić się przez trochę błota i piachu, ale po ok. 4 km pojawiła się przyjemna ścieżka rowerowa.
Jadąc ścieżką a następnie pustym i cichym asfaltem, po 5 km dojechaliśmy do Jamnika, gdzie ponownie zrobiliśmy przerwę, tym razem w naprawdę pięknym miejscu :)
Już wtedy zbierało się na deszcz, a na dobre rozpadało się 10 km dalej w Olszy.
Pozakładaliśmy przeciwdeszczowe ubrania i mieliśmy ruszać dalej w ulewie, ale miła pani z gospodarstwa, przy którym akurat staliśmy zaprosiła nas i pozwoliła schować się pod wiatą w jej ogródku.
Tak spędziliśmy około pół godziny, po których zdecydowaliśmy, że nie ma sensu dłużej czekać i trzeba ruszać pomimo deszczu. Przestało padać kilka minut później, ale zamiast przyjemnej jazdy, czekał nas kolejny postój, tym razem na zmianę opony. Usterka wydawała się poważna, ale okazało się, że są tacy, którzy wożą ze sobą zapasowe opony, co mi samej nie przyszłoby do głowy ;)
Mogliśmy więc jechać dalej, szlakiem rowerowym R9 w kierunku Dubina.
Następnie dalej asfaltową drogą do Jutrosina, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad w knajpie u Szwagra.
Stamtąd było już niedaleko do celu. Tylko niecałe 30 km mało ruchliwą asfaltową drogą.
Po drodze jeszcze zakupy w Biedronce w Krobi i tak od przerwy do przerwy, po 11 godzinach i 116 km, dojechaliśmy na zaplanowany nocleg w Wymysłowie.
Następnego dnia w planach mieliśmy 117 km i przejazd przez Wielkopolski Park Narodowy. Relacja wkrótce :)
Dodaj komentarz