Sierra de Toix i Penon de Ifach to dwie 330-metrowe skały znajdujące się nad samym morzem między Alicante a Walencją. Niedawno miałam okazję wejść na nie kilkuwyciągowymi drogami. Przeczytajcie jak było i gdzie jeszcze na Costa Blance można powspinać się wielowyciągowo. Będzie też o tym, jak źle wpięłam przyrząd i co zrobić, żeby nie popełnić takiego błędu, jak ja.
Wspinanie wielowyciągowe na Sierra de Toix
Sierra de Toix, to skała mierząca 338 m, znajdująca się, podobnie jak Penon de Ifach, w miejscowości Calp (Calpe), położonej nad samym Morzem Śródziemnym. Wspinaczom oferuje ponad sto dróg, mających od 1 do 8 wyciągów. Jeśli chodzi o wielowyciągówki, najwięcej jest dróg wycenionych na ok. V.
Na początek wybraliśmy najłatwiejszą drogę na skale – Toix Intergrale. 150 m i 6 wyciągów, z czego trzy pierwsze wycenione na III+ a kolejne na IV.
Miałam już pozdzieraną skórę na palcach po dwóch dniach wspinania sportowego, więc droga na tyle łatwa, że całą da się zrobić w rękawiczkach wydawała mi się w sam raz na ten dzień. Poza tym, zanim poszliśmy na piątki, chciałam zobaczyć co to znaczy, że czasami są duże run-outy, o czym przeczytałam w przewodniku i słyszałam od znajomych oraz co to znaczy, że jest krucho, o czym też ostrzega przewodnik. To znaczy, jak duże te run-outy i jak bardzo krucho? Sprzętu do tradu nie mieliśmy, bo pomyślałam, że i tak będziemy robić łatwe drogi, więc damy radę. 3 lata temu wzięłam do Hiszpanii sprzęt do wspinania na własnej i w ogóle nie użyłam, a na koniec wszystko nam ukradli. Tym razem chciałam więc uniknąć zbędnego sprzętu.
Toix Integrale to jedna z pierwszych dróg patrząc od zachodniej strony skały, to znaczy jedna z pierwszych od strony parkingu. Zaledwie kilka minut podejścia.
Pierwszy wyciąg kończy się przy drzewie, które widać na górze poniższego zdjęcia.
Drugi wyciąg idzie ok. 2 metry do góry a następnie trawersuje ostro w prawo, po czym ponownie lekko w górę do stanowiska. Lina połówkowa bardzo nam się przydała na tym wyciągu.
Trzeci wyciąg jest krótki i idzie widocznym na zdjęciu zacięciem.
Za nim pierwszy wyciąg czwórkowy, który wydał mi się dziwnie łatwy. Dopiero później, po bardziej dokładnym przyjrzeniu się topo, zauważyłam, że nasz wyciąg szedł trochę bardziej w lewo a ja poszłam terenem dwójkowym. Wspinałam się, rozglądając się za stałymi punktami, które widziałam tylko tam.
Na końcu tego wyciągu znajduje się duża, wygodna półka, w sam raz na przerwę. Do następnego wyciągu należy przejść ścieżką w lewo, lekko w dół, ok. 15 m. Dwa ostatnie wyciągi idą prosto do góry i na nich rzeczywiście czułam się, jak w terenie czwórkowym.
Poniżej zdjęcie ze stanowiska na górze piątego wyciągu.
Ogólnie, obicie na całej drodze było dla mnie wystarczające. Stałe punkty były różne – czasem były to spity, czasem haki, a czasem pętle, które nie zawsze budziły zaufanie. Znajdowały się w odstępach zwykle ok. 3-6 m.
Jedynie pod koniec ostatniego wyciągu nie było żadnego stałego punktu przez ok. 10 m, a może i trochę więcej. Był jednak stary zakleszczony friend oraz kamień, na który dało się zarzucić pętlę, więc poszło bez problemów i bez poczucia, że dużo ryzykuję. Z kruchością też nie było tragedii. Było kilka miejsc, w których coś się ruszało albo wyglądało podejrzanie i kask na pewno warto tam mieć, ale wydaje mi się, że w Tatrach jest gorzej pod tym względem.
Druga droga, jaką robiliśmy na Sierra de Toix to Cilber. 150 m wspinania na 8 wyciągach (IV, V, IV, III, III, IV, III+, III). Kluczowy wyciąg, na oznaczeniu na skale wyceniony na V+, to krótkie wspinanie wzdłuż rysy, które zaznaczyłam poniżej na czerwono.
Na zielono łatwiejsza wersja – IV+ od dwuwyciągowej drogi Chabito. Początkowo planowaliśmy zacząć od Chabito i dopiero po tym przejść na Cilber, bo po doświadczeniach z Penon de Ifach, o których napiszę dalej, uznaliśmy, że nie chcemy więcej żadnej piątki na tych wielowyciągach ;) Pod skałą zdecydowaliśmy się jednak spróbować przejść całą drogę Cilber, bo ilość spitów na pierwszym wyciągu nastrajała pozytywnie. A w razie problemów na drugim wyciągu, dałoby się go ominąć. Nie było jednak potrzeby omijania, ponieważ poprowadziłam go bez większych problemów. Co prawda, nie było łatwo i trochę wysiłku mnie to kosztowało, ale jest bardzo dobrze obity. Tak jak drogi sportowe na Costa Blance, więc czułam, że jakby co, mogę spadać i nic się nie stanie.
Trzeci i czwarty wyciąg zrobiliśmy za jednym zamachem, po czym dotarliśmy do stanowiska, przy którym łączą się trzy drogi. Jest tam dużo miejsca, więc można wygodnie odpocząć, zjeść i napatrzeć się na piękne widoki :)
Kolejny, krótki i łatwy wyciąg, prowadzi w lewo.
Następny wyciąg, wyceniony na IV, sprawił mi trochę problemów. Może dlatego, że w zacięciach często nie czuję się pewnie. Pierwszy spit znajdował się na wysokości ok. 3-4 m i wizja upadku z takiej wysokości na półkę, po drodze zahaczając o kolegów, nie wyglądała dobrze ;) Jeśli miałabym co, na pewno bym dołożyła. A ponieważ nie miałam, to zaczęłam od wpięcia się do spita od sąsiedniej drogi, który był trochę niżej i potem jakoś poszło :)
Dalej jest już łatwo. Siódmy wyciąg jest bardzo króciutki i po nim zostaje ostatni, również krótki i trójkowy.
Podobnie jak na Toix Integrale, poza tym początkiem szóstego wyciągu, obicie całej drogi było jak dla mnie wystarczające. I tutaj, jeśli dobrze pamiętam, były to w większości spity, wyglądające na w miarę nowe. Pętle jednak też były, na niektórych stanowiskach. Tzn. jeden spit i jedna pętla. Na wszelki wypadek dokładałam pętlę z własnej taśmy. A bez sprzętu do tradu, jak widać, da się tam obejść, chociaż kolega, który prowadził ostatni wyciąg, wolałby taki sprzęt mieć. Ja raczej nie należę do szczególnie strachliwych wspinaczy i jeśli czuję się pewnie, bo droga jest łatwa, to nie przeszkadzają mi kilkumetrowe run-outy. Jeśli jednak dla ciebie to za dużo, to weź sprzęt do własnej asekuracji. Miejsc, w których da się coś dołożyć jest dosyć sporo.
Na koniec czekają cię piękne widoki na morze i wyrastającą z niego skałę Penon de Ifach.
Aby dotrzeć na dół, należy przejść granią do przełęczy (ok. 50 m). Stamtąd w prawo w dół via ferratą (ok. 30 m) i na koniec 60 m zjazdu (można podzielić na dwa).
Wspinanie wielowyciągowe na Peñón de Ifach
Peñón de Ifach (inaczej Penyal d’Ifac) to skała, która robi jeszcze większe wrażenie, niż Sierra de Toix.
Tutaj, poza pięknymi widokami na morze, przez całą drogę będą towarzyszyć ci również gadające i śmiejące się mewy.
W przewodniku Costa Blanca Climbs, autorstwa Roberto Lopez znajduje się tylko kilkanaście dróg z Penon de Ifach i to te trudniejsze (od 6c wzwyż). Łatwiejsze, tzn. od V+ (chyba nie ma łatwiejszych) można znaleźć w przewodniku Craggsa i Jamesa, wydawnictwa Rockfax.
Początkowo myśleliśmy o drodze Via Valencianos, ale po tym, jak przeczytaliśmy w przewodniku, że najtrudniejszy wyciąg (V+) jest bardzo wyślizgany, postanowiliśmy ominąć go, wspinając się fragmentem drogi Direct de UBSA. To znaczy wyciągi V+ i IV zamieniliśmy na V+ i V, ale liczyliśmy na to, że będzie łatwiej, bo nie będzie ślisko. Na zdjęciu zaznaczyłam pięć pierwszych wyciągów naszej drogi. Ostatnie trzy prowadzą po drugiej stronie skały.
Droga pod skałę zaczyna się na końcu chodnika prowadzącego wzdłuż morza.
Z tej perspektywy skała wygląda jeszcze bardziej okazale!
Na pierwszym wyciągu, 35-metrowym, wycenionym na III, wypatrzyłam chyba tylko 3 (albo 4) stałe punkty. Więc trochę rzadziej niż na Sierra de Toix, ale gdzieś tam po drodze dało się dołożyć pętle z taśmy na kamieniu. Ze stanowiska widać płytę, którą ominęliśmy z lewej strony również trójkowym wyciągiem oraz w oddali drugą płytę, na której znajduje się kluczowy wyciąg V+.
Drugi wyciąg to nic ciekawego. Głównie przedzieranie się przez krzaki. Nie pamiętam, czy w ogóle były tam jakieś stałe punkty, poza tymi krzakami i drzewkami, które nie wyglądały na bardzo mocne.
Ale na trzecim wyciągu już było ciekawie! Zaczyna się przewieszką, na którą nie miałam żadnego pomysłu. Była jakaś klama, ale bardzo wyślizgana i wcale dobrze nie trzymała, a do kolejnego chwytu, który wyglądał na dobry, nie sięgałam. Wyjście na tę przewieszkę wyglądało jak dla mnie na mega siłowe.
Do tego pierwszy punkt wypatrzyliśmy dopiero na ok. 5-6 metrze. Co prawda chwilę później, próbując ominąć przewieszkę, wspinając się z prawej strony, zauważyłam, że już przy krzewie ok. 2-3 m niżej znajduje się hak, ale nie pomogło mi to. I tak było jak dla mnie zbyt trudno i przez to zbyt ryzykownie. Dobrze, że mieliśmy w zespole kolegę, która wspina się znacznie lepiej niż ja i dał radę poprowadzić ten wyciąg. Potem, idąc na drugą i tak jednak nie udało mi się pokonać tej przewieszki. W końcu ominęłam ją z prawej, czujnie, trzymając się właściwie niczego. Nie odważyłabym się na prowadzeniu!
Myślałam, że po przejściu przewieszki dalsza część wyciągu będzie łatwa. Z dołu wyglądał na połóg, ale już wspinając się, miałam wrażenie, że jest to co najmniej pion a miejscami niczego dobrego do złapania się. Zastanawiałam się nawet, czy nie pomyliliśmy tego wyciągu z 6b, które idzie obok, ale nie, według topo naprawdę to było V+…
Kolejny wyciąg, trawersujący lekko w prawo, znowu prowadziłam ja. Długie piątkowe wspinanie i tutaj rzeczywiście czułam się jak na piątce. Czujnie, bo przelotów mało, ale dosyć łatwo. Co pewien czas patrzyłam w dół, aby ocenić jak bardzo jest ryzykownie i przez większość wyciągu miałam wrażenie, że jest spoko, tzn. ewentualny lot mógłby mieć kilkanaście metrów, ale powinien być bezpieczny, bo nic pode mną nie było. Mimo to, nie miałam ambicji, aby koniecznie wspinać się po mojej drodze i szłam tak ja puszczało. Poszłam więc chyba za daleko w prawo i połączyłam się z wyciągiem czwórkowym od drogi Via Valencianos. Wiązało się to z tym, że w pewnym momencie straciłam sporo czasu męcząc się z krzakiem, który nie chciał puścić mojej liny.
W końcu jednak dotarłam do stanowiska. Zrobiłam auto, wpięłam HMSa z Mega Julem, do niego liny, sprawdziłam, jak zawsze, że wpięłam je dobrze, tzn. od strony wspinacza blokują się, a z drugiej strony mogę wybierać, i powiedziałam kolegom przez krótkofalówkę, że mogą iść. Przeszli już kilka metrów, po czym nagle zauważyłam, że przyrząd wisi na kabelku a nie na oczku! Na szczęście skończyło się bez szkód w ludziach, mimo że na moje pytanie, czy dobrze stoją, kolega powiedział, że tak średnio ;) A piszę o tym, bo wiem, jak doszło do tego błędu. Wyjaśnię na końcu artykułu, ponieważ myślę, że komuś innemu też mogłoby się to przydarzyć i może moja analiza sprawi, że ktoś inny zapobiegnie temu, zanim się zdarzy.
Wracając do wspinania, kolejny wyciąg, czwórkowy, prowadzi na grań, z której roztacza się ładny widok na całą okolicę.
Nie mieliśmy jednak wiele czasu na podziwianie widoków, ponieważ późny start i problemy na poprzednich piątkowych wyciągach sprawiły, że już w tamtym momencie słońce zbliżało się do horyzontu. Przed nami był jeszcze 30-metrowy wyciąg IV+, który prowadzi kilka metrów po grani a następnie prosto do góry.
Światła w mieście zaczynały się zapalać, a przed nami były jeszcze dwa wyciągi, w sumie 50 m. Na szczęście bardzo łatwe. W przewodniku nawet nie wycenione, jak dla mnie I/II.
Dotarliśmy na szczyt, kiedy było jeszcze widać panoramę wokół skały :)
Zejście szlakiem turystycznym, około godzina drogi.
Generalnie, Penon de Ifach, a na pewno droga, którą my robiliśmy, jest gorzej obita niż drogi, które poznaliśmy na Sierra de Toix. Tutaj drugi raz bez sprzętu do własnej wolałabym się nie wspinać. Z kruchością podobnie, jak na Sierra de Toix.
Krótkie wielowyciągi na Costa Blance
Poza Sierra de Toix i Penon de Ifach, na Costa Blance znajduje się kilka rejonów sportowych, w których można powspinać się na 2-3-wyciągowych drogach, o szerokim zakresie trudności (np. Tardeo koło miejscowości Elche, Cabeçó d’Or koło Alicante, Sella i Guadalest niedaleko Benidorm). Trochę dłuższe, ok. 100-120 m drogi (a nawet jedna 500 m) można znaleźć w La Pancha przy miejscowości Orihuela.
Ja miałam okazję wspinać się tylko na jednej drodze w La Moleta w Selli. Była to 3-wyciągowa droga Marión. Wyciągi wycenione po kolei na IV+, V i V+, ale jak dla mnie najtrudniejsze miejsce było przed pierwszą wpinką pierwszego wyciągu. Cała droga bardzo dobrze obita, poza ostatnimi ok. 12 metrami, na których nie ma nic a teren w tym miejscu, w mojej ocenie, czwórkowy. Według topo droga ma 56 m, więc uznaliśmy, że skorzystamy z tego, że mamy linę połówkową 60 m i dużo ekspresów i zrobimy ją na jeden wyciąg. Liny starczyło dosłownie na styk.
Jak to się stało, że źle wpięłam przyrząd?
Już drugi raz popełniłam ten błąd. Pierwszy raz na kursie taternickim w 2019 roku. Wtedy korzystałam z ATC Guide i zanim zaczęłam asekurować zauważyłam, że coś jest nie tak, bo zobaczyłam, że przyrząd wisi w takim położeniu, że liny nie mają jak się zablokować. Ale jeszcze chwilę na niego patrzyłam, zanim zorientowałam się, że to od tego, że wisi na kabelku. Jak do tego doszło?
Dzień albo dwa wcześniej, kiedy po zakończeniu asekurowania chciałam powiesić HMS z przyrządem na uprzęży, instruktor spytał mnie po co rozłączam przyrząd od karabinka, skoro kolejny wyciąg też prowadzę. Pomyślałam, że racja, bez sensu. Niech wisi na oczku, to przy kolejnym wyciągu tylko powieszę karabinek i przyrząd już będzie odpowiednio zamontowany.
I tak zaczęłam robić. Błąd pojawił się na drodze, na której chyba 2 (albo 3) wyciągi prowadziłam, potem asekurowałam z dołu, a potem znowu prowadziłam. Po wyciągu, który asekurowałam z dołu przyrząd był więc powieszony na karabinku za kabelek. Na kolejnym wyciągu wpięłam HMSa do stanowiska i od razu liny do przyrządu, nie przekładając go, ponieważ tak już się przyzwyczaiłam po poprzednich prowadzonych wyciągach. Już wtedy zrozumiałam, dlaczego popełniłam ten błąd i już wtedy powinnam wrócić do moich poprzednich nawyków. Nie wróciłam jednak, ponieważ pomyślałam, że wyjątkowo mi się ten błąd zdarzył, następnym razem będę pamiętać, a poza tym przecież nic się nie stało, bo nie zaczęłam w ten sposób asekurować.
Na Penon de Ifach sytuacja była podobna. Dwa pierwsze wyciągi prowadziłam, więc przy drugim stanowisku nie musiałam przekładać przyrządu, bo już wisiał na oczku po poprzednim wyciągu. Trzeci wyciąg asekurowałam z dołu i czwarty prowadziłam. I odruchowo zrobiłam na czwartym to samo co na drugim, czyli wpięłam liny do przyrządu od razu po wpięciu HMSa do stanowiska. Sprawdzenie, czy liny są prawidłowo wpięte nie wystarczyło do zauważenia tego błędu, ponieważ był to Mega Jul i liny chodziły tak jak powinny, mimo że przyrząd nie był powieszony za oczko.
Po tym wydarzeniu wróciłam do starych nawyków, tzn. jak wieszam HMSa z przyrządem na uprzęży, to zawsze w ten sposób, że przyrząd wisi na kabelku. Dzięki temu, jeśli mam asekurować z dołu, to zawsze przyrząd jest powieszony w odpowiedni sposób, a jeśli mam asekurować z góry, zawsze muszę go przełożyć. Musi być zawsze ta sama procedura, a nie że raz nie muszę przełożyć a raz muszę, bo jak widać, można się wtedy pomylić i z rozpędu zrobić źle. No i oczywiście kolejna rzecz do checklisty. Oprócz sprawdzenia, czy liny są prawidłowo wpięte do przyrządu, trzeba przyjrzeć się, czy na pewno sam przyrząd jest prawidłowo wpięty.
PK
Z jakiego topo korzystaliście i czy jest warte możesz polecenia ? :)
maja
Głownie „Costa Blanca Climbs” ale na Penon de Ifach lepiej mieć topo wydawnictwa Rockfax, bo w Costa Blanca Climbs ta skała jest opisana w bardzo ograniczonym zakresie (brak łatwych dróg).
karolina tomczyk
hej czy w Calpe sa wypożyczalnie sprzętu. Biorę buty i uprząż ale liny i resztę ciężkich gratów chciałabym wypożyczyć.
maja
Nie wiem niestety.
Toix Integral
Hej, wiesz może czy da radę zjechać na 60m linie z Toix Integral z przystankami po drodze?
Dzięki :)
maja
Nie pamiętam niestety jak wyglądały stanowiska. Czy są ringi przy którychś czy wszędzie plakietki.